Kochani!
Dzisiaj będzie o lushowym aniołku, znanym i osławionym przez blogerki. Nie mogłam się też obejść by go nie kupić i nie przetestować Angels On Bare Skin od Lush. Testowałam go dokładnie przez trzy miesiące od momentu zakupu. Jak się sprawował zapraszam Was na recenzję.
OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Okrągły, czarny plastikowy pojemniczek z zakrętką. Plastikowy słoiczek ułatwia aplikację produktu, dzięki czemu łatwiej możemy odmierzyć sobie ilość jaką chcemy wyjąć z pojemniczka. Pojemność pojemniczka mieści 100g produktu. Myślę, że jak na taki produkt to jest to wystarczająca ilość. Biorąc pod uwagę, że produkt jest ważny trzy miesiące.
KONSYSTENCJA I SKŁAD:
Konsystencją przypomina zbitą mocno grudkę plasteliny lub zrolowanej pasty, która pod ciepłem rąk zaczyna być miękka i gotowa do formowania.
Ja zawsze starałam się wyjąć sobie niewielki kawałeczek po czym, ugniatałam sobie taką niewielką kuleczkę, zwilżałam ją wodą i delikatnie masowałam buźkę.
Wszystkie produkty Lusha są ręcznie robione ze świeżych składników. Angels On Bare Skin zawiera w sobie naturalne oleje takie jak: olej lawendowy, olej rumiankowy, olej różany, olej z kwiatu aksamitki. Do tego zmielone migdały, koalina czyli glinka biała, woda, gliceryna oraz kwiat lawendy. Całość jest połączona w pastę lub jak ja to nazywam grudkę plasteliny zapakowana w plastikowym pojemniku.
ZAPACH:
Pierwszy zapach, który jest dość intensywny to lawenda i jest ją czuć najwięcej. Później jak mocniej powąchamy, a zapach lawendy zmaleje czuje się zmielone migdały. Ogólnie zapach jak i smak jest słodki.
MOJA OPINIA I SPOSTRZEŻENIA:
Angels On Bare Skin używałam przez trzy miesiące według tego jaka była data ważności czyli trzy miesiące. Co do tego produktu od Lusha mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze oczyszczał skórę twarzy. Buzka była oczyszczona, miękka i delikatna w dotyku, a z drugiej strony nie zauważyłam nic szczególnego co by więcej robił. Owszem skóra była nawilżona po takiej sesji masująco - peelingującej. Spodziewałam się troszkę więcej, a tego efektu ' wow ' nie zauważyłam. Jedna rzecz, która mi troszkę przeszkadzała to zmywanie produktu z twarzy. Kilka razy trzeba było dobrze go zmyć z twarzy, żeby pozbyć się wszystkich drobinek. Jeśli chodzi o starte drobinki migdału musiałam uważać, żeby nie przedostały się do oczu. Przestrzegam przed tym zwłaszcza osoby, które noszą soczewki kontaktowe. Cała reszta jak już wcześniej wspominałam była jak najbardziej w porządku, ale chyba mi Angels on Bare Skin nie przypadł do końca do gustu. Pytanie czy jeszcze pojawi się w mojej kosmetyczce? Chyba raczej nie. Jeśli taki produkt będę miała to chyba pokuszę się o to, że sama zrobię go w domu.
A czy Wy miałyście już okazję gościć w swoich kosmetyczkach Lushowego Aniołka? Czy okazał się aniołkiem czy diabełkiem zdzierającym martwy naskórek?
Czemu nie ma tej firmy w Polsce? :(
OdpowiedzUsuńNie wiem trudno mi to wytłumaczyć :)
Usuńmialam kiedys cos podobnego do stosowania na buzie. Podczas uzywania cera wydawala sie super miekka i gladka a jak zmywalam woda to sie robila strasznie sucha ..
OdpowiedzUsuńAngle jeszcze nie miałam i prawdopodobnie nie zdecyduję się na niego (głównie przez zapach lawendy :P). Moim faworytem jest Buche de Noel, a następnym razem muszę przetestować Let's the good times roll :)
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę przyjrzeć się Twoim propozycjom kosmetyków Lush :) Dzięki wielkie :)
UsuńSzkoda, że nie ma tych produktów w Polsce :/
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale może jednak uda się by kiedyś by te sklepy były też w Polsce
Usuńja poki co nie mam dostepu:( ale mam wielką chętke na kilka produktów tej firmy:)
OdpowiedzUsuńPolecam od Lusha peeling do ust Bubble gum u mnie sprawdził :)no i data przydatności rok, a nie trzy miesiące :)
UsuńSzkoda, że z Lushem kiepsko w Polsce. Wyprobowałabym gdyby nie kosztował zbyt wiele:)
OdpowiedzUsuńZzkoda, może kiedyś otworzą te sklepy i wszyscy będą mieć do nich taką samą dostępność :)
OdpowiedzUsuńMiałam i bardzo polubiłam się z tym produktem;)
OdpowiedzUsuńJa mam niestety mieszane uczucia :( jakoś tego efektu wow mi zabrakło
UsuńWygląda bardzo kusząco.
OdpowiedzUsuńW sumie nie oczekuję wiele, a oczyszczona buzia i jej miękkość to w moim wypadku podstawa :)
Mnie też skusił tyle, że pozostawił z mieszanymi uczuciami :/
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie mialam niczego z Lush, ale coraz bardziej kusi mnie ta firma ;)
OdpowiedzUsuńMusze sie tylko zorientowac, jak z dostepnoscia w Austrii lub w Niemczech ;)
Monisiu z przyjemnoscia dodalam twoj blog do obserwacji :)
Pozdrawiam!
nie miałam nic z Lush'a
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze okazji używać niczego z Lusha, z utęsknieniem czekam aż firma zawita do PL ;)
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieje, że stanie się to szybko
Usuńa ja lubię zapach lawendy, tylko nie umiem sobie wyobrazić połączenia z migdałem :)
OdpowiedzUsuńJest nieco delikatniejszy i słodszy w tym połączeniu
Usuńja z Lusha miałam tylko kule do kąpieli:)
OdpowiedzUsuńTeż mam różaną kulę do kąpieli :) Czekam na jej wykorzystanie :)
Usuńw sumie to nie zachęca
OdpowiedzUsuńPozostawił mnie ten czyścik z mieszanymi uczuciami
UsuńWygląda ciekawie, ale skoro żadnych większych efektów nie przynosi...
OdpowiedzUsuńNominowalam cie do Tagu "Bez czego nie możesz się obejść?"
OdpowiedzUsuńZapraszam do zabawy :) zczegoly na moim blogu :)
Skorzystam w przyszłym tygodniu zrobię pościk :)Dziękuję za zaproszenie
UsuńMoja mama używa tego czyścika i sobie chwali :) ja za to mam Sea Salt i nie zachwyca,
OdpowiedzUsuńKażdemu co innego pasuje :)
Usuńnie miałam jeszcze nic z Lusha..
OdpowiedzUsuńmoże dlatego, ża sama od czasu do czasu coś zrobię ;)
Ja chyba też coś zmontuje nowego :) ala domowego Lusha :)
OdpowiedzUsuńByłam dzisiaj w Lush'u, ale jakoś nie zwróciłam uwagi na ten peeling ;) Było tam za dużo ciekawych i bosko pachnących kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuń