poniedziałek, 30 grudnia 2013

Moja Lilou i " Bejbiś "

Kochani!
Święta, święta i po świętach. Wszyscy zdążyli już się pochwalić swoimi prezentami, a ja nawet nie miałam szansy by Wam cokolwiek napisać na blogu i pochwalić się tym co dostałam od Mikołaja - Męża. Jednym z prezentów, który mnie bardzo ucieszył to bransoletka Lilou.  Mój Mąż wie jak sprawić mi radość.

Lilou
Tym razem sznureczek jest w kolorze czerwonym, a na nim są dwie zawieszki. Jedna w kształcie aniołka, a druga to gwiazdeczka z grawerem " Bejbiś ". Pewnie niektórzy z Was zastanawiają się skąd ten " Bejbiś ". Otóż wciąż nie wiemy jak nasz maluszek będzie miał na imię. Nie chcemy mówić do brzuszka bezimiennie, więc moja bratanica wymyśliła, że skoro to chłopiec to z pewnością jest to " Bejbiś ". 
Tak to nam się spodobało, że do brzuszka zwracamy się Bejbiś, a Mąż chcąc mi zrobić niespodziankę na bransoletce Lilou wybrał właśnie ten grawer. Żeby już nie przynudzać pokaże Wam moją Lilou:

Bransoletka Lilou

Lilou
Lilou - Bejbiś
 Uwielbiam te bransoletki za prostotę, a tym samym za elegancką ozdobę na ręce. Dla mnie Lilou są magiczne zwłaszcza, że umieszczony jest na niej grawer, który zawsze będzie mi przypominał coś ważnego co miało lub ma miejsce w moim życiu i sercu. 

Lilou

Mam nadzieję, że Wam się podoba moja nowa Lilou. A czy Wy lubicie te bransoletki? A może również jesteście szczęśliwymi posiadaczkami Lilou?
 Serdecznie Was pozdrawiam 
Wasza 




wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt...

Kochani! 
Przepraszam za nieobecność ostatnimi czasy. Przygotowania do świąt mnie pochłonęły, ale oprócz przygotowań coś, a raczej ktoś pochłania teraz więcej mojego wolnego czasu. 
Chcę się z Wami również w ten świąteczny czas podzielić radosną nowiną otóż od 22 tygodni noszę w brzuszku małego Bejbisia :) 
Jestem już troszkę większa i na wszystko nie starcza mi czasu i sił, wybaczcie Kochani postaram się to jakoś nadrobić. 

 Kochani  Moi Czytelnicy, Obserwatorzy i zainteresowani moim blogiem życzę Wam Wszystkim
zdrowych, wesołych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i niech Wasze święta będą takie jakie je sobie wymarzyliście 
życzy Wam tego 
Wasza 


 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Święta coraz bliżej... Kartki świąteczne czy e-maile z życzeniami?

Kochani!
Dzisiaj nie będzie postu kosmetycznego. Postanowiłam zwrócić się do Was z zapytaniem czy jeszcze nie zamarła tradycja wysyłania pocztówek świątecznych? Czy w dobie internetu jedynie pozostaje nam wysłanie życzeń drogą elektorniczną? 
Ja osobiście kiedy tylko zbliżają się święta kupuje kartki świąteczne i wypisuje życzenia własnoręcznie. U mnie w rodzinie ta tradycja zawsze była i jest. Pamiętam jak byłam dzieckiem Mama zawsze wypisywała życzenia i pózniej je wysyłała. Kartki świąteczne co prawda nie były tak pięknie zdobione jak teraz, ale też swój urok miały.
W tym roku postaram się wysłać je troszkę wcześniej żeby nie zostawić tego na ostatnią chwilę. Moje życzenia wysłane zostaną do Polski, Francji, Irlandii i Stanów Zjednoczonych. Resztę życzeń wrzucę do skrzynek pocztowych swoich sasiadów. Anglicy uwielbiają dawać sobie kartki świąteczne z życzeniami.




Kochani a czy Wy już kupiłyście kartki świąteczne czy życzenia wysyłacie drogą elektroniczną? 
Ściskam Was cieplutko i życzę dobrego poniedziałku. 

Wasza



niedziela, 1 grudnia 2013

Przygarnęłam i pokochałam syryjskie mydło Aleppo

Witajcie Kochani!
Ostatnimi czasy nie jestem zbyt aktywna na swoim blogu. Serdecznie Was za to przepraszam, ale składa się na to kilka czynników o których juz niedługo Wam opowiem. Dzisiaj przychodzę do Was z moim ulubieńcem listopada. Nie mogłam się powstrzymać, żebym i ja kilka slow nie napisała o cudownym mydle Aleppo.
Wydawałoby się, ze to zwykle szare mydlo, a jednak nie. Wcześniej sama czytałam o nim wiele dobrego, az w końcu zdecydowałam się na zamówienie go na eBayu.
Moje mydło Aleppo pochodzi z Syrii. 

Syryjskie mydlo Aleppo

OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Mydlo zapakowane bylo w szare pudełeczko, które wygladalo bardzo prosto i subtelnie. Zielone napisy widniejące na opakowaniu z informacja o produkcie. 
Samo mydlo Aleppo to forma kwadratowej kostki. Mydlo Aleppo niczym wielkim się nie odznacza szara kostka mydla o dosc z specyficznym zapachu oraz nazwa mydla w języku syryjskim.

Mydlo Aleppo

Jak dla mnie kolejnym atutem tego produktu jest to, ze zabranie go do kosmetyczki w czasie podrozy to najmniejszy problem. Nie musimy ciagnac ze soba calej kostki bo zawsze mozna odkroic go kawalek. 

ZAPACH:
Dosc specyficzny. Moje pierwsze wrażenie kiedy je powachalam od razu się skrzywiłam zapach okropny. Trudny do zweryfikowania cos zepsutego lub smierdzace namokniete siano. Przy pierwszym uzyciu kiedy myłam nim twarz probowalam wstrzymać oddech pozniej bylo juz lepiej. Teraz juz mi ten zapach nie przeszkadza.

SKŁAD I DZIAŁANIE:
W skład mydla wchodzi 82% oleju z oliwek, 12% oleju laurowego (olej z wawrzynu), 6% wody.

Syryjskie mydlo Aleppo

Olej z oliwek ma wlasciwosci nawilzajace oraz jest bogatym skladnikiem witaminy E. Natluszcza, odzywia i dziala ochornnie na skore twarzy.

Olej laurowy ma wlasciwosci oczyszczajace i bakteriobojcze, szczegolnie doskonale dziala w walce z tradzikiem, a nawet egzema. 

To cudowne mydlo mozna uzywac do twarzy jak i do wlosow. Ja go używam tylko do twarzy, na włosy jeszcze nie probowalam. Wspaniale spisuje dla osob borykajacych sie z problemami skornymi.

 
Mydlo Aleppo 


MOJE SPOSTRZEZENIA:
W momencie kiedy zaczelam uzywac tego mydla nie spodziewalam sie po nim naprawde niczego. Nie mialam wobec niego zadnych oczekiwan. Do tego mydla podchodzilam bardzo pesymistycznie mysalalam tylko, ze to przeciez mydlo w kostce ktore pewnie przesuszy moja twarz i skonczy sie na tym, ze swoja kariere zakonczy w koszu na smieci. Zapach od razu mnie odstraszyl, ale czego sie nie robi zeby skora twarzy wygladala lepiej. Przelamalam sie, staralam sie nie zwracac uwagi na zapach. Po pierwszym uzyciu nic szczegonego nie zauwazylam. Kiedy czesciej zaczelam go stosowac, zauwazylam, ze male krostki ktore pojawialy sie na linii szczekowej zniklnely po tygodniu, pory bardziej sie podomykaly, a moja twarz z szarej, ziemistej stala sie bardziej jasna i zdrowsza. Skora bardziej napieta, ale nie przesuszona. Zauwazylam, ze skora twarzy po umyciu jest nawilzona, oczyszczona i taka swieza. Do tego pielegnacja polaczona z serum i kremem wspolgraja razem swietne i jest to naprawde widoczne. Nie twierdze, ze skora wyglada perfekcyjnie, ze juz totalnie nic mi nie wyskakuje, owszem zdarza sie, ale mam wrazenie, ze nieprzyjaciol jest mniej, a nawet jak cos sie pojawia to szybciej znika. Syryjskie mydlo jest niesamowicie wydajne, mysle, ze jeszcze go spokojnie pouzywam jakies dwa miesiace moze troszke dluzej. Bardzo dobrze sie pieni, szybko zmywa sie z twarzy. Nie pozostawia zadnego nieprzyjemnego osadu oraz tlustego filmu. Skora jest wygladzona i doskonale oczyszczona. Zdecydowanie musze powiedziec, ze mydlo jest rewelacyjne. Wiadomo, ze nie kazda cera sie z nim polubi, ale moja skora twarzy to mydlo kocha i mysle, ze na jednej kostce sie nie skonczy.

Syryjskie mydlo Aleppo


A co Wy o nim sadzicie? Czy znacie jeszcze jakies inne mydla godne polecenia?
Pozdrawiam Was Kochani bardzo serdecznie 
Wasza 



 P.S. Przepraszam Was jesli nie ma polskich znakow, moj komputer chwilowo jest mi niedostepny.






niedziela, 10 listopada 2013

Bourjois Color Edition 24h kremowy cień 03 Petale de glace

Witajcie Kochani!
Dzisiaj będzie szybko zwięźle i na temat. Obiecywałam sobie, że w tym miesiącu nie kupię sobie kompletnie nic jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, ciała i włosów. Jako, że zapas różnych kosmetyków mam przyjrzałam się co nowego słychać jeśli słychać o kolorówkę. 
Pisałam Wam ostatnio przy poście o cieniu Maybelline, że poszukuję kremu cielistego jakiegoś beżu w wersji kremowej. Oczywiście taki cień w wersji kremowej pojawił się w firmie Bourjois.Nie mogłam się oprzeć i zakupiłam ten cień, bo kolor jest zdecydowanie moim cielistym kolorkiem.

Bourjois kremowy cień do powiek
 Cień Bourjois mieści się w wygodnym słoiczku z zakrętką. Co też sprzyja łatwej aplikacji. Ja tego typu opakowania bardzo lubię. 

Bourjois cień do powiek

Świetnie się sprawdza również w podróży dużo miejsca nie zajmuje i nie ma też najmniejszego problemu, że może się coś mu przytrafić.

 Kolor, który urzekł mnie i podbił moje serce to numer 03 Petale de glace. Piękny kolorek w ciepłym beżu, zawiera drobinki, które cudownie nabłyszczają powiekę. Drobinki nie są duże, nie są wyczuwalne pod palcem i przede wszystkim nie mienią się na oku zbyt nachalnie.  Tak ten kolor prezentuje się na dłoni:

Bourjois 03 Petal de glace
Bourjois 03 Petal de glace
A tak wygląda w słoiczku:

Bourjois kremowy cień 03 Petal de glace
Jeśli chodzi o sam cień jestem z niego bardzo zadowolona. Kolor trafiony. Nasycenie możemy stopniować na oku w zależności od ilości nałożenia cienia. Nie spodziewajmy się, że będzie to bardzo mocny kolor, gdyż ten odcień w sam w sobie nie jest zbyt ciemny. To co mi się podoba możemy ten kolor łączyć z ciemnymi brązami. Kilka razy już ten cień w minionym tygodniu wybierałam do makijażu i muszę przyznać jeśli chodzi o trwałość jest z niego bardzo zadowolona. Od rana kiedy go zaaplikowałam do późnego wieczora oko wyglądało tak samo. Mam wrażenie, że ta kremowa konsystencja nadaje oku lekkości i delikatności i nie czuje na oku żadnego obciążenia. Nie zauważyłam po całym dniu żeby cień mi się rolował, rozmazywał nic z tych rzeczy. Drobinki zawarte w cieniu pięknie rozświetlają oko. Nie są zbyt mocno widoczne, ale oko pięknie błyszczy w słońcu. 
Cień na powiekę aplikuję za pomocą palcem chyba najwygodniej mi w ten sposób, nie próbowałam jeszcze za pomocą pędzelka.
Demakijaż nie sprawia również żadnego problemu. Cień pod wpływem płynu micelarnego lub mleczka schodzi bez żadnego problemu. Nie trzeba mocno trzeć oka wystarczy delikatne pociągnięcie nasączonym wacikiem i cień bezproblemowo znika z oka.
Uwielbiam ten cień mimo, że moja przygoda z nim nie jest zbyt długa. Dla mnie bardzo dobry cień. Mam nadzieję, że cienie kremowe już się pojawiły w szafach Bourjois i będziecie miały okazje wypróbować inne odcienie. 

Bourjois kremowy cień do powiek

A czy Wy miałyście już okazję go wypróbować? 
A może używacie innych cieni, które są Waszymi ulubieńcami?
Pozdrawiam Was serdecznie w to niedzielne popołudnie 

 Wasza


wtorek, 5 listopada 2013

Bioliq intensywne serum rewitalizujące

Cześć Wszystkim!
Pod ostatnim postem pojawiły się komentarze dotyczące serum Bioliq. Prosiliście żebym napisała o nim recenzje. Ja jako dobra wróżka chcąc spełnić Wasze życzenie dzisiaj piszę dla Was o: 
intensywnie rewitalizującym serum Bioliq.
Jak do tej pory rzadko używałam tego typu specyfików do twarzy. Zachęcona przez kolorową prasę stwierdziłam, że jak tylko pojawię się w Polsce dam mu szansę. Wędrując w Superpharmie z moją listą 'chciejstwa' spełniłam swoją zachciankę. 

Bioliq intensywne serum rewitalizujące
Po dwutygodniowym używaniu tego serum mogę napisać dzisiaj Wam coś więcej. 

OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Serum Bioliq zapakowane jest w tekturowe pudełeczko w którym znajduję się szklana nieduża butelka. 
Buteleczka wykonana z grubego matowego szkła. Zawartość buteleczki to całe 30 ml. Szata graficzna prosta bez zbędnych ozdobników, co mi się osobiście bardzo podoba. 

Bioliq serum rewitalizujące
Bioliq serum rewitalizujące

Sama buteleczka zaopatrzona jest w szklaną pipetkę, która ułatwia i umożliwia szybką aplikację. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo bez problemu możemy sobie wymierzyć ile tego serum potrzebujemy. Mi się nie zdarzyło ani razu żebym nie wiedziała co mam zrobić z nadmierną ilością produktu.

KONSYSTENCJA:
Serum Bioliq jest w postaci półpłynnego żelu. Kolor lekko żółtawo - brunatny. W momencie kiedy aplikujemy go na twarz szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej warstewki. Zapach świeży delikatnie słodki, ale nie przeszkadza w niczym i długo nie utrzymuje się na twarzy. Jeśli chodzi o samą aplikację plusem jest to, że produkt nie ucieka z dłoni, nie musimy się tego obawiać.

CENA:
Ja za serum zapłaciłam 27,99 zł. Kompletnie nie wiem czy to cena regularna czy może promocyjna naprawdę tego nie pamiętam.

CO OFERUJE PRODUCENT:
Pozwolę sobie przywołać słowa, które widnieją na butelce, to co oferuje nam producent:


,, Preparat zawiera ekstrakt z kawioru (Acipenser spp.), który jest bogatym źródłem protein, lipidów, witamin i minerałów. Dzięki temu serum intensywnie stymuluje rewitalizację skóry: aktywnie regeneruje, nawilża i odżywia, co znacząco poprawia jej wygląd i kondycję. Dzięki obecności składnika aktywnego wyizolowanego z korzeni tarczycy bajkalskiej, poprawia jędrność i elastyczność, jednocześnie hamując starzenie komórek skóry na drodze enzymatycznej, poprzez zwiększenie liczby podziałów komórkowych. Oddziałując na metabolizm preadipocitów i adipocytów, znacząco redukuje podwójny podbródek co widocznie wpływa na kontur twarzy. Dodatkowo wyrównuje koloryt skóry, rozjaśniając przebarwienia i niewielkie plamki "

MOJE SPOSTRZEŻENIA:
Już po pierwszym razie uzależniłam się od niego. W momencie kiedy zaczęłam go używać moją skóra nie była w najlepszej kondycji. Burza hormonów dała o sobie znać. Poza tym po lecie kiedy słoneczko prażyło twarz była przesuszona, ściągnięta i taka jakaś szara. Serum Bioliq mam wrażenie, że cudownie odżywiło moją skórę twarzy, zaledwie po dwóch tygodniach zauważyłam zmiany. Nawet mój Mąż dzisiaj mi powiedział, że moja cera wygląda dużo lepiej. Ja osobiście widzę różnice od kiedy zaczęłam używać serum Bioliq. Świetnie współgra z kremem. Czasami zdarza mi się w pośpiechu, że nie mam czasu by posmarować twarz kremem i szybko nakładam podkład i tutaj również nie zauważyłam żadnych zgrzytów między podkładem, a serum. Wręcz przeciwnie skóra jest cudownie nawilżona, a przy tym czuje, że bardziej wypoczęta i wzmocniona. Jakby Bioliq właśnie dawało taki zastrzyk energii.
Co do oferty producenta czyli redukcji podwójnego podbródka niczego takiego nie zauważyłam. Nie sądzę też, że w taki sposób to serum działa jak dla mnie bardziej to gra słów i chwyt marketingowy. Jeśli chodzi o cała resztę to zgodzę się, bo i nawilża, i odżywia, poprawia wygląd, nawet mam wrażenie, że lekko wyrównuje koloryt skóry. Dla mnie wśród różnych serum Bioliq to numer jeden. Serdecznie polecam. Nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji bez tego serum.

Bioliq intensywne serum rewitalizujące
Kochani jeśli jeszcze go nie mieliście to polecam, jak dla mnie mój ulubieniec. A może znacie lepsze serum, które jest godne polecenia? Pozdrawiam Was ciepło z wietrznej Anglii
Wasza

poniedziałek, 28 października 2013

Moja jesienna pielęgnacja twarzy...

Witajcie Kochani!
Wracam do Was przebudzona z jesiennego snu. Przez ostatnie tygodnie byłam nieco niedostępna śpiąca, zmęczona, nic mi się nie chciało. Już jest lepiej i postanowiłam troszkę więcej być dostępną na blogu. Przyszła jesień i postanowiłam bardziej zadbać o swoją twarz. Biorąc pod uwagę, że częściej jest zimno, a w domu również włączamy ogrzewanie, a buźka niestety na tym cierpi jeśli chodzi o suche powietrze w pomieszczeniach. Pokaże Wam moje kosmetyki, które są ze mną każdego ranka i wieczora. 

Avene Cleanance żel, Garnier tonik z ekstraktem z winogrona
Avene Cleanance żel - Jeden z moich ulubionych żelów do mycia twarzy. Świetnie zmywa wszelkie zanieczyszczenia z buzi, odświeża, nie mam po nim efektu ściągnięcia twarzy, a do tego jest niesamowicie wydajny. Taka buteleczka starcza mi naprawdę na długo. Mogę spokojnie z zamkniętymi oczami polecić go każdemu. 
Garnier tonik z ekstraktem z winogrona - Ostatnio skończyłam swoją przygodę z tonikiem Avene. Chciałam wypróbować coś innego. Długi czas próbowałam sobie coś znaleźć. Nie chcąc wydawać dużej sumy na tonik postanowiłam tym razem dać szansę tonikowi od Garnier. Jeszcze kiedyś jak studiowałam używałam go i pamiętam, że byłam z niego zadowolona. Teraz też muszę przyznać, że jest niezły jak na taką cenę i jak na tonik. O toniku pojawi się w niedługim czasie obszerniejsza recenzja. 

Jeśli chodzi o nawilżanie skóry twarzy postawiłam na swoje kremy, które nie zawiodły mnie zeszłej jesienno - zimowej porze, które spisywały się na medal. Mowa tu o dwóch kremach od Avene. Dołączyło również do nich serum Bioliq, które teraz testuje oraz nowo zakupiony kremik pod oczka by nature.

Bioliq, by nature, Avene
Oba kremy, które naprawdę zasługują na wielki ukłon z mojej strony to kremy firmy Avene.
Avene Hydranace Riche jego używam w porannej pielęgnacji, świetnie współgra z podkładem, skóra twarzy jest miękka, delikatna w dotyku, a przy tym bardzo dobrze nawilżona przez cały dzień. Jak do tej pory ten krem jeszcze nigdy mnie zawiódł. 
Jeśli chodzi o wieczorne nawilżanie tutaj moim drugim faworytem jest również Avene, ale krem odżywczy.
Avene Creme nutrive czyli kremik odżywczy - świetnie się spisuje wieczorem, po całym dniu kiedy zmyjemy już makijaż, dalej skóra jest dobrze nawilżona, a przy tym odżywiona. Po nocy kiedy wstaje z rana widzę, że moja buźka jest wypoczęta i promienieje, wiem że jest to zasługa właśnie tego kremu. Jeśli miałabym być szczera to latem go nie polecam, ale w porze jesienno-zimowej jak najbardziej sprawdza się bardzo dobrze. 
Oprócz kremów lubię również różnego rodzaju serum do twarzy. Latem będąc w Polsce postanowiłam się skusić na Bioliq. Dopiero co zaczęłam go używać i jeśli chodzi o dłuższą wypowiedz na jego temat musicie mi dać troszkę czasu, ale jak po tygodniowym testowaniu to jestem bardzo mile nim zaskoczona i nie wiem czy nie będzie gościć na mojej półce częściej. 
Krem pod oczy by nature to również nowość, niedawno zakupiona w TK Maxx-ie, zapowiada się obiecująco po kilku razowym używaniu, obiecuję w niedługim czasie coś Wam tutaj naskrobać o nim. 
Przez cały rok nie odstępuje mnie na krok woda termalna Avene. Wiele razy już Wam pisałam, że jest to moja ulubiona woda termalna. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji twarzy bez niej. Używam jej przez cały rok, świetnie odświeża i nawilża skórę twarzy. Jestem z niej bardzo zadowolona i nie wyobrażam sobie by zabrakło mi jej.

Avene woda termalna
Na koniec pokaże Wam już mój gażdżecik do mycia twarzy. Pamiętam, że jakiś czas temu było dość głośno o gąbkach konjac do mycia twarzy. Moja gąbeczka została zakupiona w Rossmannie. Jest to gąbka konjacowa Ewy Schmidt. Świetnie zmywa resztki makijażu z zakamarków twarzy. Oprócz tego zauważyłam, że częste jest używanie spokojnie pozwala pozbyć się suchych skórek z twarzy, jeśli się takie niekiedy pojawiają. O niej również będzie obszerniejszy post w niedługim czasie.

Ewa Schmidt - gąbeczka konjac
A jakich kosmetyków do pielęgnacji twarzy jesienią Wy używacie? Jeśli macie swoich ulubieńców chętnie ich poznam?
Pozdrawiam Was z wietrznej Anglii 
Wasza 



środa, 23 października 2013

Jeszcze za wcześnie, ale już świątecznie...

Witajcie Kochani!
Wiem, że mogę zostać przez Was wyśmiana, bo do Świąt Bożego Narodzenia jeszcze dużo czasu. W Anglii już wszędzie pojawiły się świąteczne ozdoby, a ja nie potrafiłam się oprzeć i już się skusiłam na kilka ozdób na naszą choinkę. Co prawda gdybyśmy mieli teraz ustawić choinkę w naszym salonie to niestety by się nie udało, gdyż w naszym salonie trwa jeszcze plac budowy. Miejmy nadzieję, że do świąt ze wszystkim uda się nam wyrobić. Tymczasem pokaże Wam moje skarby z sobotnich łowów zakupowych.

Świąteczne ozdoby 


Bombki i gwiazdeczki

Drewniane gwiazdki

Szklane bombki w Anglii to sukces




Urocza choineczka pod szklanym kloszem


Jak się Wam podobają moje ozdoby na choinkę? Czy według Was były to udane zakupy?
Pozdrawiam Was serdecznie 

Wasza 




niedziela, 6 października 2013

Maybelline Color Tattoo - Gold Pink

Witajcie Kochani!
Za oknem świeci jesienne słoneczko. A ja niedzielę rozpoczynam od napisania postu i zrecenzowania Wam cienia do powiek Maybelline Color Tattoo o kolorze Gold Pink.
Jakiś czas temu kiedy pojawiły się te magiczne cienie w słoiczkach od Maybelline, przechodziłam obok nich kilka razy i zawsze jakoś je omijałam. Pewnej niedzieli kupując płyn do soczewek podeszłam do szafy z kolorówką Maybelline i zaczęłam macać wszystkie cienie w słoiczkach testowych. Podobał mi się piękny brąz, złoto, ale koniec końców zainteresował mnie cień o kolorze delikatnego różu. Po krótkiej chwili słoiczek znalazł się w moim koszyku i takim sposobem dzisiaj przychodzę do Was z jego recenzją. 

Maybelline Color Tatto 65- Pink Gold
 Cień Maybelline Color Tattoo zamknięty w wygodnym słoiczku. Opakowanie nie jest duże dlatego też nie zajmuje za wiele miejsca w kosmetyczce. Wygodny do zabierania go w podróż.

Maybelline Color Tattoo 65 Pink Gold
Maybelline Color Tattoo

Jeśli chodzi o samą aplikację to ja go aplikuje na powiekę palcem tak mi chyba najwygodniej. Czasami używam pędzelka do cieni, ale chyba z lenistwa wygodniej mi aplikować go palcem prosto na powiekę. Aplikując go na powiekę nie używam bazy pod cienie. Jest tak dobry, że jej nie potrzebuje. Makijaż wykonany z rana, wieczorem nie różni się niczym.
 Cień doskonale i długo utrzymuje się na oku. Nie roluje się, nie ściera się. Nie trzeba kilka razy go poprawiać w załamaniu oka.
 Za to pięknie, delikatnie się mieni w słońcu i cały makijaż wygląda bardzo świeżo. Jest niesamowicie wydajny nie potrzebujemy go dużo żeby nałożyć i później cieszyć się efektem na oku. Możemy stopniować nasycenie koloru. Jeśli chcemy uzyskać delikatny makijaż nakładamy go troszkę mniej, jeśli chcemy bardziej wyraźniej nakładamy go więcej.
Jeśli chodzi o demakijaż nie ma z nim najmniejszego problemu. Płyn micelarny lub mleczko zmywa go bardzo doskonale. Nie zauważyłam również by ten cień mnie uczulał, podrażniał lub oczy mi łzawiły. Naprawdę świetny cień o kremowo - żelowej konsystencji.  

Maybelline Color Tattoo 65 Pink Gold
 Kolor 65 Pink Gold jest delikatnym pudrowym różem, nie jest to wściekły róż, ale równie pięknie prezentuje się na oku. Moim zdaniem piękny kolor, który nadaje się na każdą porę roku. 

A Czy Wy już Kochani macie go w swoich kosmetyczkach?Co o nim sądzicie?
Pozdrawiam Was słonecznie i niedzielnie 

Wasza




niedziela, 29 września 2013

Paloma foot SPA cukrowy peeling do stóp z olejem winogronowym i migdałowym

Witajcie Kochani!
Przepraszam Was za to, że ostatnio jestem mniej aktywna, troszkę zaniedbałam bloga, ale to nie znaczy, że nie śledziłam co słychać na Waszych blogach. Ostatnio brak czasu na wszystko i jesienne przesilenie dało o sobie znać, dlaczego nie pojawiałam się tutaj.
Jesień już zapukała do naszych drzwi i niestety letnie odkryte buciki poszły na dno szafy. Trzeba było wyjąć buty jesienne. Lato się skończyło, ale czy tym samym skończyła się nasza pielęgnacja stóp. Ja staram się dbać o stopy przez cały rok. Do tej pory używałam peelingu do stóp Scholla. W końcu wyjęłam ze swoich zapasów peeling cukrowy do stóp Paloma. 

Paloma foot SPA cukrowy peeling do stóp z olejem winogronowym i migdałowym 


OPAKOWANIE I WYGLĄD:
Plastikowy, okrągły, zakręcany pojemniczek. Wygodny, poręczny w czasie używania. Nie ma najmniejszego problemu z wydostaniem kosmetyku z opakowania, jest wręcz dziecinnie proste. Sama szata graficzna jest w przyjemnych kolorach białe naklejki z turkusowymi akcentami opatrzonymi czarnymi literami. 
Pojemność peelingu to całe 125ml.

KONSYSTENCJA:
Peeling cukrowy z olejem winogronowym i migdałowym. Po otworzeniu plastikowego pojemniczka ujrzałam dość tłustą maź w której błyszczą się cukrowe drobinki. Sam zaś kosmetyk nie jest lejący wręcz przeciwnie jest to treściwa, zbita w sobie forma peelingu. Muszę powiedzieć, że jest to niesamowitym plusem, gdyż peeling nie ucieka z dłoni, a tym samym cały produkt możemy spokojnie wmasować przyjemnie w stopy. Sam peeling zabarwiony jest jasną wersją turkusu, bardzo przyjemny dla oka. Stóp nie barwi, nie ma się czego obawiać. 

Paloma foot SPA
ZAPACH: 
Bardzo delikatny, ale mam wrażenie, że wyczuwam głównie nutę winogronową połączoną z nutą mydlaną. Zapach niedrażniący, ale jeśli chodzi o zapewnienia producenta, że jest to zapach orzeźwiający to chyba się troszkę pomylili, takie mam odczucie.

DZIAŁANIE:
Peeling ma za zadanie szybko i skutecznie usunąć suchy i martwy naskórek. Idealnie wygładza, zmiękcza i pobudza do odnowy naskórka. To wszystko i więcej obiecuje producent. Więcej o moich odczuciach napisze w moich spostrzeżeniach czy do końca się zgadzam z producentem. 

SPOSÓB UŻYCIA:
Ja tego peelingu, używam na lekko zwilżone stopy. Następnie kilka minut je masuje, a następnie zostawiam go na stopach na kilka minut dosłownie na trzy, cztery, w formie maseczki, zmywam i osuszam ręcznikiem. 

MOJE ODCZUCIA I SPOSTRZEŻENIA:
Hmmm, hmmm, hmmm.... Moje odczucia jeśli chodzi o ten peeling cukrowy do stóp firmy Paloma od razu mnie wpędza w zadumę... Do rzeczy w takim razie. Jeśli chodzi o sam kosmetyk to jest naprawdę niezły. Sama aplikacja na stopy naprawdę przebiega bez żadnego problemu, nie mogę się przyczepić naprawdę do niczego. Peeling zawiera w sobie dwa oleje winogronowy i migdałowy, w czasie wykonywania peelingu stóp cudownie nawilża skórę. Stopy są cudownie odświeżone i nawilżone. Przyłapałam się kilka razy na tym, że nie musiałam już po takim peelingu stosować kremu na stopy, bo były dostatecznie nawilżone. Jeśli chodzi o zdzieranie martwego naskórka hmmm, hmmm. Będę z Wami bardzo szczera dla mnie to Kochani za mało. Owszem fajnie cukrowe drobinki, dość grube zdzierają i wygładzają skórę stóp, ale to nie ten efekt, którego się spodziewałam. Ja osobiście oczekiwałam czegoś więcej, może też dlatego, że jestem fanką dobrych zdzieraków, peelingów. Jak dla mnie moja ocena to takie cztery z minusem. Zużyję go do końca, ale dalej będę szukać dobrego zdzieraka do stóp.

Cukrowy peeling z olejem winogronowym i migdałowym firmy Paloma

  Czy miałyście już okazję używać peelingu cukrowego firmy Paloma? A może znacie inne peelingi do stóp, chętnie poznam Waszych faworytów? 
Tymczasem życzę Wam miłej, jesiennej niedzieli 

Wasza